poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 5

 Oczami Jane:
Słońce przyjemnie ogrzewało moją twarz, rozkoszowałam się tą wspaniałą chwilą. Mogłam zapomnieć o wszystkich troskach które mnie gnębiły. Zamknęłam się w swoich własnych myślach zapominając o reszcie świata. Oczy pozostawiłam przymknięte, nie chciałam psuć mojego wewnętrznego spokoju. W pewnym momęcie coś dotkneło mojej twarzy, szybko wyrawałam się z rozmyślań. Okazało się że był to zwykły liść spadający z drzewa na którym usnełam. Rzeczywistość uderzyła we mnie jak ogromna fala tsunami. Rozejrzałam się wkoło, miałam nadzieję że wczorajsze wydarzenie było tylko durnym snem i że zaraz obudzę się w swoim łóżku. Jednak tak się nie stało. Leżałam na skraju gałęzi, która niebezpiecznie bujała się we wszystkie strony. Gdy spojrzałm w dół zakręciło mi się w głowie. Znajdowałam się conajmniej pięć metrów nad ziemią. Szybko więc przesunełam się w stronę pnia. Odetchnełam z ulgą, jeszcze chwila, a spadłabym z drzewa, przy okazji zachaczając o wszystkie gałęzie. Na końcu niechybnie czekałby na mnie niemiły upadek. Nie mając nic innego do roboty, postanowiłam zwiedzić teren wokół "mojego" drzewka. Łąkę na której się znajdowałam otaczał ciemny las, przeszły mnie ciarki. Nie chciałam do niego zaglądać ale musiałam jakoś się z tąd wydostać. Jakby na zawołanie uniosłam się w powietrze poczym w mojej głowie rozbrzmiał głos. -Moc latania nie jest twoją jedyną zdolnością. To zapewne musiał być księżyc. Przypomniałam sobie co przekazał mi na początku. Całą swoją uwagę skupiłam na opanowaniu tej niezwykłej mocy. Z mojej ręki wypłyneło białe światło, poczułam w sobie ogromną siłę. Utworzyła się lśniąca nić, która obeszła mnie dookoła. Moje ubranie magicznie zostało wyczyszczone z krwi i błota. Moją duszę ogarniała wielka radość, czułam się niesamowicie. Jakbym odrzyła na nowo, w pewnym stopniu to była prawda. Zostałam "wskrzeszona" przez księżyc i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Ujrzałam jakiś mały, tajemniczy przedmiot leżący na ziemi wśród kęp trawy. Obniżyłam lot by móc się jemu przyjrzeć. Była to piękna srebrna szabla, miała lśniącą białą rękojeść z czerwonymi zdobieniami. Jednak najpiękniejsze było serce z czerwonego brylantu umieszczone na uchwycie. Ostrze było niesamowicie gładkie, a zarazem ostre jak brzytwa. Broń była wyważona idealnie, widać że bardzo solidnie ją wykonano. Wiedziałam że była prezętem od księżyca. Podziękowałam mu w duchu poczym chwyciłam broń, miałam zamiar nauczyć się z niej korzystać. Po krótkiej chwili ćwiczeń zdałam sobię sprawę że nie potrzebuję treningów, gdyż walka tą szablą była dziecinnie prosta. Czułam jakbym posiadała ją od początku swojego życia, chociaż w rzeczywistości znalazłam ją parę sekund temu. Był to kolejny dar od księżyca. Wzbiłam się w powietrze, chciałam znaleźć cywilizację. Przez dłurzszą chwilę, nie było widać niczego innego prucz gęstego lasu. Lecz w pewnym momęcie zza drzew wyłoniły się pojedyńcze domki. Wylądowałam na ziemi z nadzieją że wioska nie jest opuszczona, lecz nie znalazłam żywej duszy. Wkońcu po 15 minutach, ujrzałam dwie ludzkie sylwetki, kierujące się w moją stronę. Szybko schowałam się w krzakach by ich nie przestraszyć. Dopiero gdy podeszli bliżej mogłam im się lepiej przyjrzeć, był tam czarnowłosy chłopak wraz z jakąś dziewczyną. Dyskutowali o czymś zawzięcie. Chciałam się z nimi przywitać więc powoli zaczełam wychodzić ze swojej kryjówki, nieszczęśliwym trafem potknęłam się o korzeń, przez przypadek wystrzeliłam jeden z moich pocisków. Trafił nieznajomą w głowę. Zakryłam usta ręką. Co ja zrobiłam?/!

#Truskaweczka

1 komentarz: