Oczami Angeli:
Miałam dziwny sen, a
raczej paskudny koszmar!. Śniła mi się moja mama, ojczym, przyrodni bracia i ja
w wieku mniej więcej 5 lat.
Siedzieliśmy przed naszym domem na wsi. Był
piękny jak zawsze. Na śnieżno białych ścianach oraz kolumnach, pięły się róże.
Na spadzistym blado różowym dachu, widniały posążki muz greckich. W ogrodzie
przed domem pełno było drzew owocowych, róż, lawendy i ulubionych kwiatów mamy
Lilli. Biegałam wraz rodzeństwem po nim,
a rodzice siedzieli na werandzie przy ciasteczkach i herbacie, którą pili z
porcelanowych filiżanek z namalowanymi na nich liliami. Mój ojczym czytał
gazetę, a mama rzeźbiła coś w drewnie. Kochała to robić! Zawsze popołudniu
zamykała się w swojej pracowni, a dodatkowo w niedzielne poranki rzeźbiła coś
na werandzie.
-Silvier, Max, Angi
–powiedziała mama – chodźcie na ciasteczka. Świeże, przed chwilą upiekłam!
Wasze ulubione lawendowe.
-Pycha –krzykneliśmi i
zaczęliśmy biec, ale coś nagle w trawie zwróciło moją uwagę. To nie był
kwiatek. To coś mieniło się jak złoto. Podeszłabym bliżej, ale mama mnie
zawołała:
-Angi! Bo chłopcy ci
wszystko zjedzą! No chodź!
-Już idę mamusiu!
Miejsce zmieniło się.
Była ciemna noc. Szłam wzdłuż jednego z korytarzy domu, który prowadził do
pracowni mamy. Weszłam do niej, ale nie było nikogo. Podeszłam do stołu na
którym leżały wióry drewna, skrawki materiału, rozlane farby, plany na
zabrudzonych kartkach i piękne czarno złote pudełko z Lilią na wieku. Wzięłam
je do rąk, postawiłam na podłodze i otworzyłam je. W środku było wyłażone
czarnym aksamitem i był w nim ułożony czarny metal.
—Angelo Black
–powiedział jakiś męski, gruby i przerażający głos za mną. Obróciłam się i
zobaczyłam mężczyznę w czarnym stroju, jeden szczegół nie miał twarzy, przez
cały czas obrazy na niej się zmieniały. Sprawiało to że coraz bardziej chciało
mi się spać. Mężczyzna podszedł do mnie, wziął mnie na ręce i zaczął mówić:
-Angelo Black. Jeszcze
przyjdzie twój czas! jeszcze wszyscy będą cię znać! Ale teraz moja droga
Lilijko, wtul się i uśnij. Idź do krainy, w której jesteś królową Lilio, śpij i
śnij. A kto wie? Może prześni ci się coś ważnego. Na razie nie zaprzątaj sobie,
swojej ślicznej główki, piękny kwiecie, tymi sprawami. Póki jeszcze możesz.
Spij, bo tylko sen da ci ukojenie o które w
późniejszych latach będziesz się tak modlić. Które będzie ci tak potrzebne, a
którego nie otrzymasz. Śpij kwiecie elizejskich pól, Lilio, najdroższy skarbie,
największy herosie, największa moja dumo, najpiękniejszy kwiecie, śpij i nie
myśl, więcej o tym co teraz ujrzałaś. Spij moja droga.
Mężczyzna położył mnie
na kanapie, pocałował w głowę i powiedział ostatni raz do mnie:
-Spij najpiękniejsza,
spośród cór podziemia i śnij.
Nigdy więcej już go nie
widziałam, a kiedy pytałam moją mamę zasłaniała mi usta i mówiła:
-Kochanie, nie wygaduj
takich bzdur, mamy tu alarm, nikt tu by nie wszedł i nie wyszedł bez naszej
zgody. A teraz połóż się, bo nienajlepiej wyglądasz, Lilijko.
Czemu
ja mam zawsze takie dziwne i nienormalne sny!
-Taki już dar i
przekleństwo herosów.
Nagle uświadomiłam
sobie, że powiedziałam to na głos. Usiadłam na kanapie, ale nie wiedziałam
gdzie jestem, ani kto mi odpowiedział, jedno wiedziałam nie znam tej osoby. A
tak na marginesie gdzie jest Nico?
-Kim ty jesteś i gdzie
jestem? I jeszcze gdzie jest Nico?
-Jestem Will Solace, syn
Apolla i uzdrowiciel, jesteś w „szpitalu”, a Nico kłóci się z Jackiem wiec ich
wyprosiłem. Przeciesz nie mogłem pozwolić, żeby obudzili taką ranną ślicznotkę,
co? –posła mi łobuzerski uśmieszek. Był bardzo wysoki, miał piękne czysto
niebieskie oczy i cudne blond włosy.
-Prawda, dziękuję
–powiedziałam rumieniąc się.
-Nie ma za co, taka moja
dola, pomagam takim ślicznotką jak ty dojść do zdrowia. Możesz wstać?
-Spróbuję.
Sunęłam się z kanapy i
zachwiałam się na nogach. Will to zauważył i wziął mnie na ręce.
-Dzięki
–powiedziałam
-Chyba znaczyło to że
nie za bardzo możesz, zostawię cię na obserwacje. Zaniosę cię do Jacka, tam
jest wolne łóżko, ok.?
-Ok.
Szliśmy powoli. Will
widocznie bał się podążać szybciej. Pachniał jak kwiaty, był ciepły i czułam
się przy nim bezpiecznie, dlatego po chwili usnęłam. Jednak na szczęście, nic
mi się nie śniło.
Coś uderzało mnie bez
przerwy w policzek. Było zimne i delikatne, coś jak śnieg.
-Śnieg! –wydarłam się na
pół Sali, na szczęście nie było nikogo, na prawie. Był tam chłopka białych
włosach, niebieskich oczach. Miał wielkie worki pod oczami i wyglądał jakby
cała armia go zaatakowała.
-Co ci się stało?
–zapytałam- To ten obóz? O bogowie ja nie chcę tak wyglądać! Bez urazy.
-Spoko –powiedział- Nie
to nie obóz. Jestem Jack Frost. A ty?
-Angi, miło mi, ale co
ci się stało?
-Twój drogi przyjaciel.
-Że niby Nico?
-Tak.
-Ale jak?
-Mieczem –powiedział
uśmiechając się, już go lubię.
-A nie broniłeś się?
-Broniłem. Miałem swoją
laskę, ale…
-A ładna jest?
-Kto?
-No twoja laska.
-zaśmiałam się
-Widzę że się polubimy.
-Ja też tak myślę.
-Też jesteś herosem?
-Tak
-O masakra, sami herosi
w tym obozie!
-No bo to obóz herosów.
Popatrzeliśmy się na
siebie i zaczęliśmy się śmiać. Śmialiśmy się dobre 15minut. Byliśmy cali
czerwoni i nie mogliśmy złapać tchu.
-Widzę
że nie będzie nam się tu nudzić! –powiedział
-No raczej nie.
W tej chwili do pokoju
weszły dwie osoby: Will i Nico.
-I
co poznaliście się już? –zapytał Will
-Jasne –powiedziałam-
Ale co mi się wogule stało?
Nikt mi nie
odpowiedział, ale Will, Nico i Jack wymienili spojrzenia. O co znowu im
chodzi?!
#Nida
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz