piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 2



Oczami Jacka:
Koszmar usiłował mnie zgubić, co chwila przyśpieszał lub zmieniał kierunek biegu. W końcu udało mu się mnie zwieść. Przez pierwsze pięć minut w ogóle nie mogłem go znaleźć, lecz po chwili usłyszałem krzyk, łatwo było się domyślić czym był spowodowany. Szybko poleciałem w tamtą stronę, gdy tylko znalazłem się na miejscu schowałem się za krzakiem. Na leśnej ścieżce leżał chłopak z całymi pocharatynymi plecami, z początku chciałem mu pomóc, ale postanowiłem jeszcze zaczekać. Nie chciałem się narażać, dopiero gdy wstał mogłem dobrze mu się przyjrzeć, miał czarne włosy i dziwnie szarą karnację. Zdałem sobie sprawę że morze mieć coś wspólnego z Mrokiem, w pewnym stopniu był do niego podobny. Nie czekając ani chwili wyskoczyłem zza krzaka i uderzyłem w niego swoją lodową mocą. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale miałem przeczucie że jest on powiązany z Krainą Podziemia. Pech chciał że akurat znajdowaliśmy się na skraju pagórka, gdy go uderzyłem upadł na ziemie przy okazji także zwalając mnie z nóg. Z niesamowitą prędkością zaczęliśmy się turlać z górki. Trwało to bardzo długo, gdy w końcu ta nieznośna karuzela się skończyła, obaj wyciągnęliśmy do siebie broń. Był bardzo zdziwiony faktem że moją bronią była zwyczajna drewniana laska. Ja za to zbytnio się nie przejąłem jego mieczykiem, wygrałbym z nim nawet bez mojego kija. Przez dłuższą chwilę tylko mierzyliśmy się wzrokiem, w końcu on pierwszy rzucił się na mnie, zrobiłem zgrabny unik i podleciałem do góry. Zrobił zdumioną minę, lecz potem na jego twarzy pojawił się grymas. Znów mnie zaatakował, tym razem z większą wściekłością. Podskoczył do góry i wbił mi miecz w prawą stopę. Jęknąłem, teraz to ja byłem bardzo zdenerwowany. Wysłałem w jego stronę parę sopli lodu, wszystkie dotarły do celu, boleśnie raniąc go w ramię. Usmiechłem się tryumfalnie. To jeszcze bardziej go rozzłościło, chciałem jeszcze poszukać koszmaru więc zniżyłem trochę lot. Nieznajomy szybko to wykorzystał i wbił miecz w mój brzuch. Krzyknąłem, ból był nie do zniesienia, a rana obficie krwawiła. Zrobiłem się cały purpurowy, miałem już dość tego idioty. Podciągnąłem rękawy splamionej krwią bluzy, laskę rzuciłem na bok i ruszyłem na niego z wielką prędkością. Moja pięść wylądowała na jego brodzie, odrzuciło go do tyłu. Ku mojej radości potknął się o wystający korzeń i upadł ponownie na swoje poranione plecy. Już myślałem że mam z nim spokój, więc zleciałem na ziemię by wsiąść laskę. Myliłem się, wstał sięgnął po swój miecz, który wcześniej wypadł mu podczas upadku i wbił mi go w lewy bok. Ugiąłem się z bólu, teraz naprawdę byłem na niego wściekły. Całą swoją siłą uderzyłem go kolanem w jego czuły punkt. (każdy chyba wie o co mi chodzi). Skulił się na ziemi i jęczał, przy okazji wymawiając wszystkie najgorsze rzeczy na mój temat. Zaśmiałem się pod nosem, ale z niego głupek. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że ja także mam obrażenia, rana na brzuchu wyglądała gorzej niż makaron z warzywami Northa. A rana na lewym boku jak twarz Mroka. To było okropne, zachwiałem się na nogach, przez chwile było mi słabo. Musiałem przyznać, wiedział gdzie zadawać ciosy. Jednak nie był to koniec walki, nieznajomy znów stanął na nogi trzymając miecz w gotowości. Szybko chwyciłem laskę, chociaż wciąż nie czułem się na siłach i tak byłem gotowy do pojedynku.

~ Truskaweczka
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz